sobota, 5 stycznia 2019

Źródło przyjemności

Przyjemność i przykrość to dwa odczucia czy nawet stany egzystencjalne, które kołyszą naszym codziennym życiem. I choć góra wraz z dołem geometrycznie są wyraziste i jasne, to w życiu psychicznym kołyszemy się między przyjemnością a przykrością doznań. Freud w genialny sposób zauważył tą dynamikę psychiczną. Energiczne id, kontrolujące superego i tożsamościowe ja we wspólnym tańcu tworzą życie jednostki i życie kultury. Przynajmniej na powierzchni...

Nie będę jednak w tym wpisie próbował opisywać dynamiki psychicznej. Zadam proste pytanie: skąd bierze się przyjemność życia? Odpowiem z własnego doświadczenia, wspartego studiowaniem pism i ścieżek duchowych. Odpowiedź jest jasna, prosta i oczywista. Wszelka przyjemność w życiu człowieka wypływa z wnętrza, z jaźni, z wewnętrznej Obecności.

Dlaczego więc występuje tak wiele przykrości, cierpienia i poczucia braku w życiu jednostki i społeczeństwa? Jest to związane z poszukiwaniem spełnienia, szczęścia, przyjemności w rzeczach, w ideach, w osobach, w stanach. Człowiek nie jest w swej istocie człowiekiem. Homo sapiens to jedynie powłoka. Pod nią mieszka duch, jaźń, serce istnienia. Człowiek, który wychodzi ze świata natury zmierza bezpośrednio do odkrycia, że w swej esencji jest prawdziwie niewysłowioną Obecnością. Ewolucja świadomości jest drogą do poznania samego siebie, wraz z nią cierpienie do pewnego czasu jawi się jako Trud Istnienia, który jest motorem do budzenia ludzkości do Tego, Co Jest.

Przez wieki nielicznym jednostkom dane było dojść do kresu ludzkiej, duchowej ewolucji. Jezus, Budda, Kryszna są po dziś dzień dla wielu ludzi postaciami duchowych szczytów. Współczesna nauka widzi w religijności albo przejaw nerwicy albo pozostałości po ewolucji biologicznej. Szkiełko i oko to domena umysłu, a myśl nie jest w stanie objąć Tajemnicy Istnienia. Nauka więc, choć tak pożyteczna, nie odpowie na najgłębsze pytania ani nie odkryje Sensu Istnienia. Chrystus, Budda i inni odkryli, iż świat doznań, spostrzeżeń, myśli ma swoje źródło w wewnętrznym, subiektywnym świecie jaźni, która jest niewysłowioną Obecnością. Różnie ją nazywali. Jednak w gruncie rzeczy mówili o tym samym doświadczeniu.

Przyjemność w swej naturze wypływa z ludzkiego wnętrza. Wracałem sobie któregoś dnia z pracy i wszedłem do sklepu, by zrobić codzienne zakupy. Popatrzyłem na półki sklepowe. I poczułem nieodpartą chęć, by zjeść chipsy. Taka ochota nachodzi mnie od czasu do czasu. Wcześniej zauważyłem, że brak dobrego nastroju, czyli poczucie przykrości generuje we mnie pragnienie przyjemności. Ono zaś pobudza mnie do poszukiwań czegoś, co mogłoby zaspokoić wewnętrzny głód. Od czasu, gdy głęboko wszedłem w siebie, odkrywałem, że jest coś niebywale przyjemnego w BYCIU. Po prostu. I oto stojąc przed półką w sklepie, nagle odczułem, że jest mi przyjemnie BĘDĄC. Przyjemność płynęła z mojego wnętrza i w mgnieniu oka poczułem, że nie potrzebuję chipsów, by poczuć się lepiej. Właściwie to niczego nie potrzebuję, by czuć przyjemność. Oto źródło mojego szczęścia znalazłem w sobie samym, w jaźni mojego istnienia. Zaraz... Jak ja mogłem w ogóle szukać szczęścia? Przecież to absurd: poszukiwać coś, czym się jest.
Moje imię, zawód, nazwisko, relacje, ukochana kobieta, pieniądze, doświadczenia i przygody, uczucia erotyczne czy inne wzniosłe, pokarm, doznania estetyczne nie są źródłem przyjemności. Wszystko to jest dobre i piękne, jednak rzeczy nie tworzą i nie dają przyjemności. Przyjemność tego wszystkiego mieszka we mnie, nie zaś w tym, co przejawione i nietrwałe. Całe nieszczęście ludzkiej egzystencji tkwi w oczekiwaniu, że wrażenia, rzeczy, stany mogą dać szczęście. Rozczarowanie - oto efekt próby znalezienia przyjemności w tym, co przejawione.

Chrystus miał powiedzieć: "królestwo niebieskie w was jest" i zdaje się, że tych, których spotykał dotykał mocą przebudzonego w sobie Ducha. Nagle grzesznik mógł odkryć, że nie jest tym z czym się utożsamia.

Proste ćwiczenie, któregoś dnia przywiodło mnie do Jaźni, którą w esencji jestem: co jest świadome tego wszystkiego, co widzę, tego co myślę? Co to jest to, co widzi wszelkie rzeczy, myśli czy uczucia? Akt świadomości! Jakie jest źródło tego aktu? Co znajduje się "pod spojrzeniem"? Co jest ekranem całego tego filmu życia? Te intelektualne pytania paradoksalnie zmroziły mój umysł i poczułem prostą przezroczystość istnienia, cichy spokój i prostą błogość Tego, Co Jest.

Przyjemność, która płynie z Jaźni... Mogę iść w świat smakować i cieszyć się wszystkim, co jest. Bez potrzeby zaspokajania głodu. Głód bowiem znikł. A nie, przepraszam... Nigdy się nie pojawił. Nienasycenie było iluzją, nieistniejącą senną marą. Tylko Bóg jest realny! Przyjemność niewysłowionej Obecności nie jest żadną rzeczą czy oddzielnym, mieszkającym w chmurach bogiem. Jest raczej wewnętrznym, subiektywnym nie-czymś. Rozciąga się ponad czymś i nie-czymś, a drogą do rozpoznania Tego jest własne, wewnętrzne, doświadczenie, szczerość, uwielbienie czy miłość.

Pięknie mówił o tym indyjski mistrz duchowy Ramana Maharihi:

"Łaska jest początkiem, środkiem i kresem: ŁASKA jest JAŹNIĄ! Z powodu fałszywej identyfikacji z ciałem, ŁASKA przypisywana jest ciału. Jednak punktem widzenia Guru jest JAŹŃ. JAŹŃ jest tylko jedna! On mówi ci, że tylko JAŹŃ istnieje, czy więc JAŹŃ nie jest dla ciebie łaską? Skąd stan łaski wypływa? Tylko z JAŹNI. Manifestacja JAŹNI jest manifestacją łaski i odwrotnie. Wszystkie błędy powstają z powodu złego punktu widzenia, a w konsekwencji oczekiwania zewnętrznych dóbr dla odseparowanego JA. Nic nie jest zewnętrzne dla JAŹNI!"