wtorek, 28 maja 2019

Bajka spod kaflowego pieca

Pewna kobieta przybyła do mistrza, aby zasięgnąć rady w sprawie jej wewnętrznego cierpienia. Mistrz siedział pod nagrzanym, kaflowym piecem. Pykał spokojnie fajkę.

- Czy możemy porozmawiać? – zapytała rozżalona kobieta.

Mistrz nie odpowiadał. Siedział spokojnie. W pewnym momencie popatrzył w oczy kobiety.

- No dobrze, więc…  - zaczęła kobieta – Moja sytuacja jest tragiczna. Wydaje mi się, że ciemność mnie pochłania. Pogrążam się w beznadziei. Pustka to moja codzienność. Beezseensuu... Nic mnie nie cieszy. Wszyscy mnie zostawili. Jestem sama. Nie mam w niczym oparcia. Czeka mnie śmierć, odrzucenie, piekło.
- Śmierć, odrzucenie, piekło – powtórzył spokojnie mistrz.
- Śmierć. Nie mam nic. Jestem skończona.

Po chwili milczenia mistrz zaproponował:
- Zapal więc ze mną fajkę i posiedźmy razem przy tym ciepłym piecu, jeśli chcesz...
- Jak możesz tak mówić?! – krzyknęła kobieta – nie ma w tobie ani krzty współczucia?!

Kobieta wybiegła z mieszkania mistrza trzaskając za sobą drzwiami.

Mistrz, który żył w głębokim spokoju po przeżyciu wieloletniej depresji związanej z jego duchową drogą, pykał spokojnie fajkę i cieszył się ciepłem pieca. Kobieta zaś wróciła do domu i bardzo walczyła ze swoim bólem, pomnażając jego moc i władzę nad sobą. Uciekła od współczucia, które siedziało przy piecu.

Realne jest to, co jest, a nie to, co wydaje się, że jest...


środa, 22 maja 2019

miłosne prześwity i garść nieskładnych refleksji


Wstępem do tego tekstu niech będzie komunikat ze zdjęcia obok, który zauważyłem w pewnej szkole przy wejściu do szatni dla dzieci. Mamo, tato dalej idę sama. Przeczytałem go w sposób metaforyczny. Mimowolnie. I nagle uderzyło mnie to zdanie w kwestii wychowania, a także w kwestii relacji. Następnie zaś wewnętrzne poruszenie poprowadziło mnie do ogólnej refleksji i wglądu na temat natury miłości.

Miłość usamodzielnia. Miłość jest doświadczeniem, które otwiera, daje poczucie bezpieczeństwa i wolności. Miłość nie jest ślepym przywiązaniem, nie jest trzymaniem kogoś za rękę z lęku, że bez niego/ bez niej przestanie się istnieć. Miłość nie ma nic wspólnego z brakiem. Miłość jest szczera. Miłość jest krystalicznie autentyczna. Mówi się, że miłość jest ślepa. Nieprawda! Nie ma nic bardziej widzącego niż miłość. Przywiązanie jest ślepe. Pożądanie jest ślepe. Uwarunkowania są ślepe. Miłość jest widząca, akceptująca i wszystko obejmująca. Nic nie musi, dlatego tak wiele może. Nie należy do żadnej organizacji, partii czy religii, dlatego jest dla wszystkich.

Miłość prowadzi do stanu bycia wolnym i niezależnym. Paradoksalnie im więcej wolności, tym głębsze i szczersze więzi. Znika potrzeba kontroli. Skoro miłość jest wszystkim, co jest - to czy muszę martwić się czy próbować kontrolować bieg zdarzeń? Doskonała miłość usuwa lęk. Jeśli usuwa lęk, znaczy to, że go nie ma. Jeśli zaś lęk nie został uwolniony, to istnieje udawanie, że miłości nie ma.

W wychowaniu miłość pragnie, aby dziecko stało się samodzielne i po pewnym czasie nie potrzebowało rodzica i jego opieki. Tam, gdzie dziecko stało się samodzielne wraca jako dorosły do domu rodzinnego z radością, bo wie, że w nim czeka go miłość i cenne wskazówki dotyczące dorosłości, nie zaś manipulacje i gry.
W ścieżkach duchowych wielu religii następuje moment, że trzeba porzucić wszystko, co znane i ruszyć samodzielnie w sedno doświadczenia, w głąb siebie. I tam jest miłość ze swoją wszechprzenikajacą wolnością, radością i głębokimi relacjami.

Miłość nie przywiązuje. Miłość nie wiąże. Miłość nie zakłada kłódki. Miłość nie zakłada obrączek, by mieć kogoś dla siebie. Miłość nie boi się straty, bo nie wie, co to jest strata. Ostatecznie miłość nie chroni niczego, bowiem nie ma nic, co potrzebowałoby obrony. Wszystko pływa w miłości. Z niej każdy pył, każdy wiatr i każdy gwiazdozbiór wychodzi i do niej wraca. Nie ma więc potrzeby odcinać się od czegokolwiek czy kogokolwiek. Wszystko ma swe miejsce i swój czas. Wszystko łączy się ze wszystkim. Miłość wspomaga rozwój aż do momentu, gdy i rozwój się kończy. Miłość się nie rozwija ani się nie kurczy. Ona jest.

Miłość zostawia przestrzeń. Miłość nie boi się przestrzeni, bowiem miłość i przestrzeń są nieodłączną parą nie-znającą-rozwodu. Miłość jest przestrzenią. W swej istocie jest zgodą na przemijalność form i wiedzą, iż wieczne jest miłosne. Miłość przestrzenią obejmuje wszystko, bo jest nią w swej istocie. Gdy człowiek odkrywa w sobie miłość, znikają myślokształty, identyfikacje i pomysły na siebie, bo okazują się zbyt ciasnymi ubraniami na nieskończone ciało Boga, który okazuje się zamieszkiwać wszystkie istoty.

Gdy odkryto miłość wewnątrz, zaprzestano poszukiwań. Gdy miłość pochłonęła ego-ja, zniknęło pragnienie. Zostały potrzeby przynależne ciału. Ciało żyje swoim życiem. Samo z siebie. Nie trzeba się o nie troszczyć w obawie, że zniknie albo jest coś z nim nie tak, bo troszczenie pełne miłości dzieje się tylko w miłości. Troska miłosna nie zna lęku i tym różni się od zatroskania, obaw i zmieszania. Miłość jest przestrzenią i nie jest ograniczona ciałem czy myślą.

Miłość nie zna ocen, osądów, definicji. Miłość zapomniała kim jest, dlatego niczym się nie chwali, zaś wychwala wszystko, gdy tylko przypomina sobie o sobie. Co dotknie obraca w siebie, dlatego kto chce być nad nią, oszukuje i udaje. Cierpienie udawaniem jest, ze jej nie ma i że powinna kiedyś się zjawić. Cierpienie wymyśla zejście z nieba przez bogów, paruzje przeróżne i daty końca "tego wszystkiego". W miłości nie ma przychodzenia i odchodzenia. Miłość w swej esencji ani się nie rodzi ani nie umiera. Czas jej nie dotyczy. Niedotknięta przez czas. Otula każdą łzę i płacze z tymi, którzy płaczą, choć sama nie zna niestałości uczuć. Miłość nie jest uczuciem. Miłość kocha przytulać, tańczyć i cieszyć się z tego, co jest.

Miłość nie chodzi do kościoła, nie zawiera ślubów. Niczego nie musi udowadniać. Miłość jest w kościele i w nie-kościele, jest w ślubie i w rozwodzie. Miłość jest wszędzie i nigdzie. Dlatego to, co dzieje się przez myśli - miłość kocha. Jeśli ktoś wierzy, że umrze wraz z ciałem to miłość to kocha. Jeśli ktoś wierzy, że miłość jest daleko i przyjedzie kiedyś tam złotą karetą w splendorze spełnienia, to miłość to kocha. Miłość kocha kłamstwo. I tam, gdzie znajdzie troszkę dobrej woli może wejść i w mig znika ułuda, mara, zły sen. Znika przywiązanie do myśli, słów, terminów. Miłość prawdziwa jest.

Miłość jest sama, jedna, niepoliczalna. W niej tańczą we wspólnym kołysaniu relacji i odniesień tysiące istot. Ona obejmuje wszystkie matki, ciotki i dziatki. Wszystko jest w niej. Wszystkie więzi i pomosty od niej są. Ona tańczy cały świat w trójkącie przecudownym. Poza nią nie ma nic, choć umysł twierdzi, że można jej poszukiwać.

Można szukać miłości, dopóki się ją znajdzie - wtedy wiadomo, że nie można jej znaleźć. To, co nieukryte nie wymaga siły i starań. Miłość pochłania każdego, kto dla niej żyje i jego wysyłki nie płyną już z niego samego. Miłość żyje nim. Inaczej mówiąc: miłość żyje człowieka.


Tak wiele paradoksów w jednym miłosnym tekście, a wszystko po to, by umysł zatrzymał się i odkrył to, co jest. Miłość i jej przymioty, co transformują zwykły metal w szlachetne, prawdziwe złoto...

Niech Ci się przyjacielu miłuje dzień codzienny! 

czwartek, 16 maja 2019

Karaluch i Troll, czyli krótka baśń o tym, co najważniejsze

Rzecz działa się nie tak dawno temu, w nieodległej krainie. Być może nawet blisko twojego domu. Możliwe, że za ścianą twoich przyzwyczajeń albo pod notesem spraw do załatwienia... Niewykluczone, że takie historie obecne są w zacisznym kącie twojej sypialni albo w cieniu pobliskiego parku. Kto jest w stanie zostawić swoje problemy, by odkryć inne światy, które są w nas i wokół nas? Miałem przyjaciela, który opowiedział mi kiedyś pewną historię...

Troll. Wysoki. Olbrzym. Dla ludzi, którzy mieszkają w miastach, w dużych domach, którzy uczą się pilnie i chodzą do pracy – Troll wygląda naprawdę okropnie. Jest wielki. Ma obwisły brzuch, wielkie nogi i potężne łapy. Troll ma wielkie oczyska, bo trudno to nazwać oczami. Z daleka wydaje się być gburowaty i nieprzyjemny. Jednak gdy zbliżysz się do niego zobaczysz, że nosi w sobie wiele ciepła i spokoju. Ponadto w jego oczach często przeskakują małe iskierki, które zauważą każde piękno. Dla Trolla wszystko jest wspaniałe. Gdy siedzi w swojej niezbyt ładnie pachnącej norze, często głaszcze się po brzuchu z niemałą przyjemnością. Musisz wiedzieć, że ciała trolli wydają brzydki zapach. Tak przynajmniej twierdzą dzieci, które nigdy nie grały w piłkę bądź nie bawiły się w błocie. Troll uwielbia siebie i świat, w którym żyje. Przeważnie traktowany jest przez innych z dużym dystansem. Nieliczni znający naszego przyjaciela żyją z nim w głębokiej więzi. Większość jednak boi się go, nie lubi jego wyglądu i nie przepada za jego zapachem. Troll wydaje się być kochającym buntownikiem, który nie potrzebuje innych do szczęścia. Być może właśnie dlatego inni nie wiedzą jak się do niego odnosić. Drogi czytelniku, jeśli go spotkasz i zapomnisz o swoim lęku, zobaczysz absolutnie niezwykłe rzeczy. Troll bowiem zna wiele fantastycznych miejsc i jego głowa jest pełna świetnych pomysłów, które prowadzą do niewiarygodnych przygód.

Karaluch. Malutki. Krótkie nóżki i nieco dłuższe czułki. Jego małe i giętkie kończyny sprawiają, że biega niezwykle szybko. Niektórzy twierdzą, że czasem słychać ciche tupanie, gdy siedzą swoim mieszkaniu. Możliwe, że to właśnie on biega po budynkach w miejskich osiedlach. Dla wykształconych i czystych ludzi Karaluch jest naprawdę obrzydliwy. Większość ludzi, którzy zauważyli Karalucha, zaczyna krzyczeć i wołać o pomoc. On nie rozumie takiego zachowania. Jest bowiem zupełnie niegroźny. Nie ma jadu ani szczypiec. Musisz wiedzieć kochany czytelniku, że Karaluch uwielbia samego siebie. Jest cały czarny i ma piękne ciemne oczy. Gdybyś mógł zobaczyć z jaką radością się rusza, odkrywa nowe tereny i cieszy się tym, co jest... Byłbyś zachwycony! Karaluch biega po całym świecie, choć donikąd nie dąży. Cieszy się przygodą. Nie ma żadnego, jedynego marzenia. Ma wiele pomysłów i pragnień. Jeśli jeden zamiar mu nie wyjdzie, zabiera się za inny. Gdy tylko się budzi w swojej małej norce rozpoczyna radosną przygodę odkrywania świata. Biega jak oszalały. Podobnie jak w wypadku Trolla, ludzie nie kwapią się na spotkanie z tą małą istotą. Jednak jeśli potrafisz cieszyć się zabawą, przyjaciółmi czy przyrodą może któregoś dnia wyruszysz razem z nim w niezwykłą przygodę odkrywania świata. Kto wie... Karaluch jak mało kto potrafi słuchać i rozumieć. Często zadaje niezwykle trafne pytania. Mimo swojego ruchliwego trybu życia, gdy słucha ludzi, muzyki czy szumu morza cały zamienia się w słuch.

Był piękny wiosenny dzień, gdy Karaluch z właściwą sobie zwinnością przebiegał po parku z lekkością serca, nucąc pod nosem wesołe piosenki. Gdy biegł czuł przyjemny, ciepły opór powietrza. Pod swoimi nóżkami wyczuwał miękką trawę. Wewnątrz doświadczał, że wspaniale jest żyć. Przeżywał całą gamę pozytywnych uczuć, myśląc o swoim prostym życiu. 

- Życie ech... - pomyślał - Wspaniała darmowa przygoda... Ile tu zapachów, kolorów, dźwięków.

Nagle Karaluch musiał przerwać swój zachwyt, ponieważ grupka małych dzieci zaczęła wołać w jego kierunku:
- Mamo! Mamo! – dzieci krzyczały pokazując palcami na Karalucha. – Spójrz! Jakie piękne stworzonko!

Dzieci zaczęły biec w stronę naszego małego przyjaciela prawie z tak wielką radością, jak Karaluch biega po całym świecie. Gdy zbliżyły się do niego, zatrzymały się i w niewielkiej odległości podziwiały swoje nowe odkrycie.
- Ale piękny – powiedział jeden z chłopców.
- Aaaaaa… - zza pleców dzieci nagle rozległ się krzyk przestraszonej kobiety. – Dzieci! Uciekajmy. Zostawcie tego karalucha. Chodźcie tu.

Dzieci poczuły lęk. Ich pierwotny zachwyt szybko zamienił się w strach. Mama dała jasno do zrozumienia – źródło zachwytu dzieci jest brzydkie i trzeba się trzymać od niego z daleka. Karaluch nie zdziwił się zbytnio całym zdarzeniem. Nieraz już był w podobnej sytuacji i wiedział, że nie wszystkie istoty znają smak Życia. Gdy patrzył na oddalające się dzieci z ich przerażoną mamą, przemknęła mu po głowie przedziwna myśl: 
- Są istoty, które nie znają smaku Życia i nie wiedzą, co znaczy prawdziwa wolność...

Po chwili usłyszał za sobą głośny szloch. Odwrócił się za siebie, przewrócił kilkakrotnie nóżkami i już widział pod drzewem potężnego Trolla zalanego łzami. Karaluch podbiegł szybciutko. Okrążył trzykrotnie drzewo przy którym siedział wielki Troll. Olbrzym płakał i szlochał. Ilość wody wylewająca się z jego ciała mogłaby zalać Karalucha. Na szczęście dzięki swojej zwinności odskakiwał on od słonych, wielkich łez spadających na ziemię. Z perspektywy Karalucha wyglądało to niczym wielki wodospad.
Po chwili Karaluch zagaił do Trolla:
- Ej duży! Strasznie dużo wody leci z Ciebie.
- Co? Co? Kto to mówi? Skąd? Gdzie? – Troll rozglądał się dookoła, szukając źródła dźwięku. – Kto to mówi?
- Tu. Na dole. Tu jestem. – wołał Karaluch. – Co cię tak strasznie smuci, wielki przyjacielu?
- Płaczę, bo mam gorszy dzień… - powiedział spokojniej olbrzym. – Zaraz mi przejdzie.
Troll zaczął wycierać swoją twarz z łez i przecierał oczy.
- Jesteś bardzo miły, mój mały przyjacielu. – spokojnym, głębokim głosem stwierdził Troll, pochylając się w stronę Karalucha – czy masz chwilę, żeby spędzić ze mną czas?
- Pewnie. – odpowiedział Karaluch.

Karaluch i Troll ruszyli razem na spacer po wielkim parku. Olbrzym bardzo szybko zapomniał o swoich smutkach. Wspinał się po drzewach, zrywał liście. Robił z wisy na wielkich gałęziach. Czasem drzewo załamywało się pod ciężarem olbrzyma, przez co spadał z hukiem na ziemię. Karaluch zanosił się wtedy cichym śmiechem, widząc swojego nowego znajomego leżącego na trawie. Potem śmiali się razem w niebogłosy. Karaluch biegał tu i ówdzie. Już to wdrapywał się na płot, już to obiegał dookoła drzewa. Wszystko działo się w prostej, niewymuszonej radości. Ludzie przechodzący po parku nie zauważali tej dziwnej zabawy. 

- Trollu! Czy to nie dziwne? – zatrzymał się na chwilę Karaluch, stojąc na niskiej jabłonce. – Oni nas kompletnie nie widzą.
- Oni nic nie widzą. Spójrz tylko na ich oczy, na ich ciała… 
Wpatrywali się w ludzi biegnących w pośpiechu i w dużym napięciu. Przechodnie wyglądali jakby mieli do wykonania miliony zadań. Inni byli smutni i przybici. Jeszcze inni nerwowi i wyraźnie niezadowoleni z życia.
- Czy to możliwe? Świat jest taki piękny. A oni go nie widzą. Przez to nie widzą i nas. – mówił z zadumą Troll.
- Może kiedyś, przyjdzie dzień, że zauważą zielone liście, ciepłe słońce, słony deszcz, miękką trawę czy twarze innych… - dodał Karaluch, wystawiając swoje czułki na ciepłe promienie słońca.

Przez chwilę patrzyli jeszcze zdumieni i zadziwieni zabieganymi ludźmi. Troll z Karaluchem wiedzieli, że stali się przyjaciółmi, którzy dzielą wspólną radość Życia. Jednocześnie w Trollu i w Karaluchu pojawiła się przedziwna więź. "Oddałbym swoje życie za mojego przyjaciela". Myśl ta płynęła między nimi wśród traw, drzew, obłoków...

Następnie zaczęli ponownie biegać to tu, to tam roznosząc po całym świecie prostą radość Istnienia. Żyli tym, co najważniejsze, jednak nie potrafili nazwać, co to jest. Nie umieli wyjaśnić skąd pochodzi i dokąd zmierza cała prosta radość i miłość, która promieniowała wokół nich. 

Jedyną drogą poznania owego-najważniejszego było stać się tym.

sobota, 4 maja 2019

Alergia o poranku, mądry sen i archetypowy Gandalf!

Śnienie.

Budzę się po 5:00 rano. Alergiczny katar. Lecąca woda z nosa wybudziła mnie z pięknego snu. Oto tłumaczyłem bliskiej osobie jaka jest mądra i ile ma w sobie potencjału. W śnie uznałem jej wartość, znaczenie jej życia i pracę, którą wykonała. Mądrość wykuta w byciu dla innych. Piękna osoba. Mówiłem wszystko w pełnej szczerości, bez koloryzowania, bez zabarwiania... Miałem poczucie nagiej prawdy, która przemawiała przeze mnie. Sen czynił nas pięknymi i dojrzałymi.

Po zbudzeniu ze snu podchodzę do okna. Jest świt. Ptaki śpiewają, popijam chłodną wodę. Czuję spokój, spełnienie, szacunek i błogość. Ptaki prześlicznie śpiewają, a półmrok zaprasza mnie do oddania czci znaczeniu, które przyniósł mi sen. Błogość i pełnia.

Sen jest królewską drogą do nieświadomości - tak mawiał pewien mistrz. Sen uzupełnia "brak", który na jawie wykazywało ego ludzkiej istoty. To właśnie zwie się kompensacyjną funkcją snów. Rozpoznany i zintegrowany sen wnosi nowy sens i uzupełnia jednostronność, w którą popadł człowiek. Jung odczytywanie snu przez poszerzanie i pogłębianie znaczenia (również przez odczytywanie symboli w literaturze, w mitach, w kulturze itd.) nazwał amplifikacją, Brak, jednostronność, skrajność, który wykazywałem w życiu codziennym został odkryty i nazwany przez symboliczną opowieść w sennym obrazie. Jakże mądra jest psyche! Umiejętność czytania snów to szlachetna nauka niezbyt dziś doceniana. Kiedyś dzieci o poranku opowiadały sny rodzicom czy dziadkom, by zwyczajnie zostać usłyszanym. Dziś snów nie ceni się zbytnio, bowiem nie można ich sprzedać ani niemożliwe jest by przyśpieszyć nimi zegar domniemanego codziennego pośpiechu. Weź do ręki księgi religijne, opowieści o szamanach, niezwykłe mity czy baśnie. Pełną są snów i symbolicznych znaczeń.


Jakie było znaczenie tego konkretnego snu dla Rafała? Ostatnimi czasy dużo myślę w samotności, czytam, ubieram intuicje i myśli w zdania, próbuję nazywać to, co dla mnie istotne. I oto sen mówi mi: nie zapomnij o relacjach, nie zapomnij, by dzielić się tym, co trawisz, nie zapomnij widzieć to, co odkrywasz w innych. Mądrość nie jest w myślach czy w osobach. Mądrość to rzeczywistość przewyższająca umysł. Archetypowy senex to coś uniwersalnego. I błogość, którą czułem to zintegrowany archetypowy starzec obecny w tym konkretnym życiu, w relacjach, w codziennej kawie czy sprzątaniu. Jednocześnie na myśl przychodzi mi Gandalf - uosobienie mądrości w znanej, współczesnej baśni. Przygody Gandalfa to sieć powiązań z innymi i służba dla innych. Gandalf jest symbolem mądrości, która jest darem dla innych i w której nie ma próżnej dumy czy sztucznego wywyższania. Gandalf to obraz zintegrowanego mędrca, który nie musi się wywyższać, bo jego mądrość służy jedynie, by nieść błogość, pokój i szacunek. Hmm... 


Inna myśl, która nawiedziła mnie w czasie interpretacji tego snu uwypukliła pierwsze poruszenie. Ludzie są jak książki. Umieć czytać ludzi, ich opowieści, ich wewnętrzne światy to dopiero sztuka. Pytać z ciekawością ludzi co myślą, co czują, jak widzą te czy inne sprawy... Ileż mądrości kryje w sobie jeden człowieczy byt!

Po kilku godzinach dalszego snu budzę się sam w swoim mieszkaniu. O jak kocham tę świetlistą poranną samotność. Czuję, że chcę podzielić się znaczeniem tej nocy z innymi.

środa, 1 maja 2019

Nowa Era Technologiczna (NET) i krótka notka jednego z workerów koncernu Development World (DW)


Rok 2328

Wstałem rano. Głowa mi pęka. Mgła otacza umysł. Przez moment kompletnie nie wiem kim jestem i co robię w tym miejscu. Nie wiem jak się nazywam. W nocy miałem straszne sny. Na szczęście nie pamiętam ich. Leki przypisane przez medicineboot sprawiają, że nie muszę oglądać tych obrazów i niezbyt wiele czuję. Tylko ta mgła. Od czasu do czasu napływają na mnie przerażające wizje. Smoki, krwawe wojny, odloty w kosmos...  Oczywiście nic z tego nie jest prawdziwe - tak też twierdzi cybernauka. Stek bzdur. Pozostałości po zwierzętach. Ech... Gdyby można było przyśpieszyć rozwój ludzkiej rasy i raz na zawsze pozbyć się tych wszystkich ograniczeń.  

Czasem wizje o poranku są tak mocne, że tracę poczucie realności. Poza tym: co to jest realność? Wiadomo od dawna, że żadna prawda nie istnieje, a jedyna prawdziwa rzecz to wykresy, wartości i liczby, które pomagają wyzwolić się nam i stworzyć lepszy świat.

Czasem zastanawiam się. Mam wrażenie, że z tym wszystkim jest coś nie tak. Życie wydaje mi się takie miałkie, powierzchowne. Kiedy mówię o tym botom czy innym pracownikom w mojej DW, które odpowiedzialne są za równowagę psychiczną między moim ja a wzrostem produkcji w koncernie, to dostaję nowe leki. One sprawiają, że mniej czuję i więcej mogę zrobić w pracy, a dotkliwe nieprzyjemne myśli ustępują.

Jednak mimo leków ciągle wraca do mnie prosta oczywistość - coż zgubiłem w życiu. Raz na rok zdarza mi się wylecieć moim jetem 580p za nasze cybertown, jednak gdy tylko widzę te parki z drzewami, dziwnych niepracujących ludzi i tamtejszy nieład, wracam do domu z ogromnym lękiem. Nie znoszę tamtego świata. Czasem oglądam na hologramie tamten nierozwinięty świat... Widzę albo życie w oceanie albo jakiegoś zwierzęcego człowieka, który pracuje w polu. I ten ich uśmiech bezsensowny albo płaczliwie użalanie się nad sobą.

Nie jestem w stanie zbyt długo patrzeć na tamten dziwny świat. Wolę mój komputer, superglasses i informacje z chipów. To wszystko jest bardziej poukładane i zrównoważone. Tamten świat oprócz tego, że strasznie się go boję - ma w sobie coś przyciągającego. Inni ludzie z koncernu mówią, że to przyciąganie to pozostałości po ułomnej naturze homo sapiens - mojego ewolucyjnego przodka. Podobno był on istotą bardzo impulsywną, dającą się wodzić różnym instyntkom. Nie mogę sobie tego wyobrazić . Człowiek, który nie miał kontroli nad sobą musiał być naprawdę okropną istotą.

Czasem zwyczajenie fantazjuję: co by było, gdybym mógł sobie pozwolić na podążanie za tym, co mnie pociąga? Wiadomo! Koniec z moją pracą, z rozwojowem cyberświata i koniec z naszym gatunkiem. Na to nie można pozwolić! Zbyt wiele poświęciłem w życiu, by teraz wyjechać z cybertown w stronę tych dziwnych drzew, wód i zwierząt.

Ostatnio słyszałem o jednym z naszych z DW, że arogancko opuścił koncern i pojechał do tej dziczy. Dał się uwieść. Zwariował. Gdy wrócił zdepersonalizowany zajęły się nim boty, ale nawet one nie pomogły. Nic nie przyniosło efektu, więc zahibernowali gościa w nadziei, że po resecie świadomości wróci do pracy. Nie udało się. Jeszcze tego nie umiemy. Po pewnym czasie zmarł. DW istnieje właśnie po to, żeby któregoś dnia ostatecznie pokonać śmierć i doprowadzić ludzką rasę do pełni rozwoju.


Siadam na moich twardym łożu. Automatycznie zapala się białe światło w moim sleeproomie. Wstaję. Zmieniam chipa w mojej ręce na inny. Nocny odpowiada za wyciszenie, dzienny zaś potrzebny jest mi do mobilizacji i wzmacniania implusów, by być bardziej wydajnym. Idę do pracy. Sprawiam, że świat jutra będzie lepszy.

Nie mam imienia. Mówią na mnie XG 425.