środa, 26 czerwca 2019

Praca z grupami, hobbitowe wezwanie i ogień, który może przemienić świat

W ostatnim roku życie postawiło mnie oko w oko z grupami. Znalazłem pracę i stałem się trenerem zajęć profilaktycznych dla dzieci i młodzieży w szkołach. Jednocześnie czułem się wypychany w kierunku zaangażowania i refleksji w obszarze społecznym. To nowa część mnie, bowiem przez ostatnich kilka lat byłem bardziej zaangażowany w życie wewnętrzne, w pracę nad sobą, w medytację. Pływałem we własnym wnętrzu i rzadko z dużym zaangażowaniem wchodziłem w kryzysy czy konflikty społeczne. Nie interesowało mnie zbytnio, by zajmować się światem i tym, co się w nim dzieje. Impuls w postaci wewnętrznego odczucia i splot dziwnie ze sobą powiązanych sytuacji (Jung takie powiązanie zdarzeń bez ciągu przyczynowo-skutkowego nazywa synchronicznością) spowodował, że otworzyłem się na grupy i procesy społeczne, pragnąc świadomie pracować z nimi i wspierać dobre zmiany.

I tak w przeciągu roku miałem okazję: widzieć dziesiątki czy setki grup dzieci i młodzieży, prowadzić projekt teatralno-rozwojowy dla osób z trudnościami psychicznymi (grupa spychana społecznie na margines) czy rozmawiać z przeróżnymi osobami na temat współczesnej sytuacji społecznej. Miałem również okazję widzieć jak może przebiegać trudny kryzys rozwojowy w pewnej grupie, a także współodczuwałem, bacznie obserwowałem zmiany i trudności zachodzące w zbiorowości polskiej. W międzyczasie czytywałem trochę i reflektowałem nad sytuacją Polaków (trauma narodowa, sytuacja polityczna, marsze, pedofilia w Kościele itd.) czy rozmyślałem nad trudnościami w obszarze integracji europejskiej. Zgłębiałem idę pracy ze światem A. Mindella i psychologię kultury W.Z. Dudka. Potrzebowałem zgłębić intelektualnie i emocjonalnie ideę psychiki zbiorowej (wg C.G. Junga) przez wykłady, czytanie i wyczuwanie pola grupy na warsztatach w szkołach czy na warszawskiej patelni (swoisty tygiel procesów zbiorowych w Polsce). Oglądałem filmy i baśnie z wrażliwością, co mówią one z głębi psychiki zbiorowej o współczesnym człowieku. Musiałem również wewnętrznie odnieść się do religii moich ojców i w sposób pogłębiony odnaleźć swoje miejsce w rodzinie, w której przyszło mi żyć. Wszystko to działo się jakby niechcący. Moje świadome ja chciało raczej wieść żywot domowego kota, który szczęśliwy jest samym swoim istnieniem, pyszną strawą i nie martwi się o to, co na zewnątrz. Jednak rzeczywistość stawiała mnie w nieco innej sytuacji. Kot musiał opuszczać, co jakiś czas dom i stawać się Kotem w Butach, by przemierzać ten świat, ucząc się go i współodczuwając z nim we wszystkim, co się dzieje. To wszystko złożyło się na narodziny nowego aspektu mojej osobowości. Zdaje się, że poród jeszcze trwa...

Nauczyłem się kilku rzeczy w tym czasie, którymi chcę się podzielić. Przede wszystkim dotknąłem po raz kolejny jak wielką siłę ma grupa. Ilość nieświadomych procesów dziejących się w społecznościach to nie lada wyzwanie dla zwykłego, hobbitowego introwertyka z jakim dotąd się utożsamiałem. Pykanie fajki, ukochana kobieta, pyszna strawa, dobra lektura, gra komputerowa... Oto menu codzienności tego osobnika. Opowieść o Bilbo Baginsie w tej materii jest mi niezwykle bliska. Oto hobbit z Shire zostaje wezwany do trudnej i niebezpiecznej wyprawy, w której będzie musiał zmierzyć się ze smokiem i z masą niebezpieczeństw. Musi opuścić przyjemny domek i wygodną codzienność, by oddać się wezwaniu. 

Praca z dziećmi, z młodzieżą, z grupami w formie procesu grupowego czy zajęć otwartych to prawdziwa wyprawa w nieznanie (nieraz smok potrafi dać ostro w kość). Grupa może nieść w sobie wiele złości, oburzenia, chaosu, trudności rozwojowych itd. Wiedzą o tym dobrze pedagodzy, psycholodzy, działacze społeczni wchodzący autentycznie i asertywnie w trudne sytuacje grupowe. Spotkałem wielu takich bohaterów. Nauczyciele, pedagodzy, ludzie walczący o dobro, o sprawiedliwość w swoich firmach i organizacjach. Bilbo spotkał smoka, ja zaś spotykałem rozhulane, dynamiczne i nieświadome procesy grupowe. Czasem czułem się jak Bilbo w konfrontacji z potężnym smokiem. Praca z grupą przypomina siedzenie w tyglu, którym ciągle coś skwierczy, syczy czy żarzy się. Ogień ten jest dla rozwoju, jednak nieumiejętne korzystanie z jego mocy może spowodować spalenie. Oddajmy na chwilę głos A. Mindellowi:

"Ogień, który trawi ludzkość w jej społecznym, psychologicznym i duchowym aspekcie, może zniszczyć świat. Ale może też przemienić problemy w poczucie wspólnoty. To zależy od nas. Możemy unikać sporów, ale możemy również bez lęku "siedzieć w ogniu", działać, zapobiegać powtarzaniu się najboleśniejszych pomyłek historii." (Arnold Mindell "Siedząc w ogniu : Wykorzystanie konfliktów i różnic między ludźmi dla transformacji dużych grup")

Społeczności mają swoje własne cienie, własne smoki. Osoba, która chce pracować i wspomagać grupy musi nauczyć się wielu rzeczy, by radzić sobie z całą złożonością praca z konfliktami i z rozwojem. Oto krótka lista rzeczy, których nauczyłem się i ciągle się uczę w pracy z grupami:

1. Grupa jest jakby jednym organizmem psychicznym. Spotykam pojedyncze osoby i jednocześnie wchodzę w relację z "osobowością grupy". Poznanie smaku, zapachu, temperamentu, charakteru grupy jest niezwykle ważne.

2. Konflikty są częścią życia grup i społeczności. Na tym etapie ewolucji ludzkiej świadomości musimy nauczyć się "konfliktowania" i otwartej komunikacji.

3. Złość, gniew, rozgoryczenie, smutek mogą stać się atutem i wspomaganiem dla rozwoju grup. Nie da się od nich uciec. Im bardziej się je wypiera, tym więcej neurotycznego cierpienia się pojawia. Na poziomie społecznym: im mniej przyzwolenia na inność, na głos mniejszości, tym większe ryzyko rozruchów, ostrych manifestacji i protestów (patrz: nauczyciele w Polsce)

4. Istnieją hierarchie i siły związane z władzą w grupach. Moim zadaniem jest objąć uwagą to, co nienazwane, wypychane i niekochane. Np. w obrębie współczesnych grup osoby wyciszone, niechętne do ekspresji, zabawy, kariery, zarabiania pieniędzy czy osoby nieheteronormatywne, osoby niepełnosprawne, osoby religijne są spychane na margines społeczny. Powoduje to cierpienie. Sam doświadczyłem w swoim życiu, co znaczy siła głównego nurtu, gdy własne doświadczenie wewnętrzne kwestionowało główny system religijny. 
Trzeba objąć uwagą mniejszość, bowiem nieświadoma większość używa siły wobec innych, jeśli nie ma samoświadomości w zakresie własnej przewagi materialnej, psychicznej czy duchowej.

5. Poszczególne osoby mają różne rangi w grupach. Ranga wg. Psychologii Procesu to zespół zasobów, które posiada jednostka czy grupa. Szef w pracy, biskup w Polsce (do emisji filmu Sekielskiego), biały heteroseksualny mężczyzna na Zachodzie to przykładowe jednostki z wysoką rangą. Uświadamianie pozycji w grupach i oświetlanie atmosfery emocjonalnej związanej z nierównością to ważne zadanie w pracy z grupą.

6. Siła grup i nieświadomych procesów może zniszczyć świat, ale może również zmienić i transformować społeczeństwo.

Na koniec chciałbym zaproponować fragment książki "Siedząc w ogniu", który pokazuje jak piękna i głęboka może być praca w obrębie grup. Fragment opowiada historię autora, który doświadczył ostrej krytyki i otworzył się na to doświadczenie:


"Ale ja byłem nieszczęśliwy. Poszedłem do domu zraniony i przygnębiony. Usiadłem w fotelu, głowa zaczęła mi opadać. Wiele razy krytykowano mnie podobnie w grupach, ale teraz coś, czego nie potrafiłem zidentyfikować wywołało we mnie taki smutek, iż poprosiłem Amy, by mi pomogła w pracy z mymi uczuciami. Czy stłumiłem złość na tego mężczyznę, złość spowodowaną jego raniącymi opiniami na temat kobiet? Wiedziałem, że jego poglądy zdenerwowały mnie, ale było w tym coś jeszcze. Amy zaproponowała następującą pracę wewnętrzną.

PRACA WEWNĘTRZNA - ĆWICZENIE NA WYJAŚNIENIE NASTROJU

Amy powiedziała:
- Wyobraź sobie jakąś trudną sytuację. Jakąkolwiek sytuację, która wywołuje bolesne uczucia. Spróbuj zobaczyć siebie w tym stanie, ze wszystkimi szczegółami.
Zobaczyłem obraz siebie w scenie z dzisiejszego popołudnia, kiedy krytykował mnie ten mężczyzna.
- Teraz przyjrzyj się tej części swego ciała, która przyciąga twoją uwagę.
Okiem wyobraźni zobaczyłem siebie w depresji. Skupiłem się na mojej głowie, która zdawała się zwieszać bardzo nisko.
- Bądź cierpliwy. Postaraj się zauważyć coś nowego w tej części swego ciała, coś, czego nigdy
przedtem nie widziałeś. Może to zabrać minutę albo nawet dwie.

Ku memu zaskoczeniu, ujrzałem zwieszającą się nad moją głową gilotynę, jakiej używano kilka wieków temu w Europie do ścinania ludziom głów.
- Pozwól, by historia tego czegoś nowego rozwinęła się - powiedziała Amy.
Zastygłem w bezruchu. Niemal nie mogłem na to patrzeć. Zobaczyłem spadające ostrze gilotyny. W mojej wyobraźni zostałem pozbawiony głowy za to, że byłem aktywnym działaczem społecznym, pracującym na rzecz demokracji, a przeciwko monarchii. Ale co obcięło mi głowę? Nie król, tylko wielki duch. Pomyślałem, że ta historia robi się bardzo dziwna. Rozwijała się dalej. Zobaczyłem siebie odrodzonego w nowym ciele. W wyobraźni nie była to już Europa sprzed kilku wieków, lecz Rewolucja Amerykańska. Miałem nową osobowość. Znów byłem działaczem społecznym, tylko o wiele starszym. Jako ta starsza osoba, pracowałem nie tylko na rzecz uciśnionych, ale uważałem wszystkich, uciśnionych i uciskających, za swoje dzieci.
Nagle zrozumiałem swoje uczucia. Dzięki mężczyźnie, który krytykował mnie tego popołudnia, skontaktowałem się ze swoim niezadowoleniem z bycia jednostronnym. Jakaś moja najgłębsza część chciała obciąć mi głowę lub zmienić moje zdanie. Innymi słowy, byłem nieświadomie zły na samego siebie, że w sekrecie do tego stopnia staję po stronie problemów ludzi ciemiężonych, że nie mogę już współodczuwać z nikim innym. Ten problem istniał w moim życiu społecznie uciskanego. Teraz usilnie pracowałem nad swoim rozwojem, tak bym nie musiał już stawiać oporu ludziom reprezentującym główny nurt kultury. Chciałem widzieć wszystkich ludzi, włącznie z mężczyzną, który mnie zaatakował, jako moje dzieci.
Ten wgląd sprawił, że zacząłem szlochać z radości. Amy i ja objęliśmy się. Mój nastrój zmienił się natychmiast. W wyobraźni nie obciął mi głowy jakiś stary król, który mógłby reprezentować wewnętrzną dominację nade mną. To był duch, coś bardziej znaczącego, co chciało, bym się zmienił. Poruszyło mnie to, że mogę dalej się rozwijać. Ten popołudniowy, trudny proces grupowy przemienił się w niezwykłe doświadczenie, które czegoś mnie nauczyło. Nie mogłem się doczekać, by dokończyć naszą pracę z grupą.
Kiedy zaczęliśmy następnego ranka, byłem gotów na wszystko. Mężczyzna, który mnie skrytykował wstał, zanim otworzyłem usta i powiedział wszystkim, jak wspaniale się czuje i jak wiele się wczoraj nauczył. Zdumiało mnie to, rozpłakałem się z radości. Opowiedziałem grupie, czego też się nauczyłem." (Arnold Mindell "Siedząc w ogniu")

wtorek, 25 czerwca 2019

Kalarepowatość, czyli krótka opowiastka o pewnym zbiorowym obłędzie

Wszystkie zielone kalarepy spotkały się na tajnym zgromadzeniu kalarep z całego miasta i okolic. Król Kalarep rozpoczął spotkanie wzniosłym wywodem:

- Moje drogie kalarepy! Zebraliśmy się tu, aby omówić najważniejsze sprawy całego świata!

- Hura! O tak! Omówmy te sprawy!  – odpowiedziały chórem wszystkie kalarepy.

- Sprawa jest ważka i nie cierpiąca zwłoki  – powiedział poważnie i z godnością Król Wszystkich Kalarep. – Jest nas coraz mniej! Musimy przekonać inne warzywa, aby zechciały być kalarepami!

- O tak! Niech wszystkie warzywa staną się kalarepami! Już dziś! – wykrzykiwały wszystkie kalarepy – Ziemniaki! Niech staną się kalarepami! Buraki! Ogórki! Pietruszki! Wszystkie są kalarepami!

- Cieszę się, że podzielacie moje zdanie – powiedział z patosem Król Wszystkich Kalarep – Od dziś wszystkie warzywa stają się kalarepami! Nasza uchwała wchodzi w życie w tym momencie!

- Hura! Hura! Znowu jest nas dużo! Hura! Wszystkie warzywa kalarepami! – wykrzykiwały rozentuzjazmowane kalarepy.


Ego chce sprowadzić wszystko do tego samego. Ego-tyzm chce zabić różnorodność i wierzy w swoją własną fałszywą siłę. Jak wielka to nieprzytomność! Kalarepowatość jest złudzeniem szczęścia. 
Moje, ja, mi, mnie, mojemu... INNY nigdy nie stanie się 'mój'. INNEGO nie da się wchłonąć, zjeść, zawładnąć, pomieścić w sobie. Miłość nie jest ujednoliceniem, uchwyceniem kogoś/czegoś. Nie jest pragnieniem, by INNY stał się mój. Jak pięknie to pokazał pewien żydowski filozof:

„Miłość niczego nie chwyta, nie prowadzi do żadnego pojęcia, nie prowadzi donikąd, nie ma struktury przedmiot-podmiot, ani struktury Ja-Ty” (Levinas „Całość i nieskończoność”)