poniedziałek, 18 czerwca 2018

O akceptacji, której nie da się zrobić

Ostatnio w wolnych chwilach studiuję Psychologię Procesu. Przyglądam się jak założyciel tej szkoły psychoterapeutycznej - Arnold Mindell - szkicuje własny projekt pomagania procesom dziejącym się w jednostce i w społeczeństwie. Każda szkoła uwypukla inny aspekt doświadczenia w ludzkim psyche i wytycza nieco inne ścieżki "zdrowienia" i rozwoju. Jednocześnie każdy poważny nurt psychoterapeutyczny jest połączony z innymi zbieżnością celów i typowymi cechami dynamiki pracy psychoterapeutycznej. Droga procesu wyrasta z doświadczenia amerykańskiego psychoterapeuty. Był fizykiem, następnie analitykiem jungowskim, aż doszedł do momentu zmiany - stworzył własną szkołę psychoterapeutyczną. Wszystko to sprawia wrażenie, że jest to niebywale integralna i otwarta metoda.

Nie będę jej tu omawiał ani promował. Chcę jedynie polecić krótki fragment z książki "Droga powstaje, gdy idziesz", która świetnie ukazuje na czym polega zmiana w życiu człowieka i jakie są warunki, tzw. "dobrej zmiany" ;) Oto cytat:

"(...) Jeśli ktoś chce się zmienić, potrzebuje dwóch rzeczy: musi naprawdę chcieć się zmienić oraz musi kochać siebie dokładnie takim, jakim jest! Zmiana jest najbardziej prawdopodobna, kiedy dobrze nam z samym sobą. Metaumiejętność "braku zmian" jest to świadomość, że nie ma nic do zrobienia i że wszystko jest takie, jak powinno być. Zarówno zmiana, jak i brak zmiany są tak samo pożądane. W buddyzmie zen istnieje takie powiedzenie: "Każdy dzień jest dobrym dniem". Ilustruje ono postawę cechującą metaumiejętność braku zmian. Wysiłek nie jest potrzebny. Aktualny stan rzeczy jest doskonały, nawet jeśli nienawidzimy sytuacji, w której obecnie się znajdujemy!" ("Droga powstaje, gdy idziesz")

Cytat kapitalnie pokazuje wewnętrzną dynamikę świadomości, która żyje w stanie akceptacji i poddania. Jest to piękny i dojrzały ideał bycia. Akceptacja to stan, której nie robi jednostka. W wielu przestrzeniach pomocy człowiekowi (religia, psychoterapia, coaching) mówi się o konieczności akceptacji danej sytuacji, uczucia czy myśli. Często wypowiada się następujące frazesy: "musisz to zaakceptować", "przyjmij to" bądź "powinieneś przyjąć to, co się dzieje". Owe zdania wskazują na odwołanie się do pewnej cnoty czy też umiejętności w człowieku, która mogłaby dokonać przyjęcia i akceptacji ograniczeń, słabości czy nieprzyjemnych treści psychicznych. To wszystko prawda! Jednak akceptacja zdaje się jawić nam jako coś o wiele głębszego niż konkretny wysiłek czy umiejętność człowieka. Autor powyższego cytatu wskazuje na "metaumiejętność braku zmian" jako paradygmat czy tło dla dobrego procesu zmiany. Zmiana,  w której uciekamy bądź odwracamy się od tego, czego nie lubimy kreśli wewnątrz naszej psychiki linię graniczną. Linia ta powoduje podzielenie, a na jej styku rodzą się konflikty między podzielonymi częściami. W owym stanie wybieramy to, co dla nas dobre, przyjemne czy prawdziwe, zaś odrzucamy wszystko, co jawi się nam jako beznadziejne, bez sensu czy nie-nasze. Oczywiście odrzucenie części własnej historii, osobowości czy jakiejkolwiek cechy powoduje powstanie cienia (tzw. wypartych treści psychicznych), które dają o sobie nieustannie znać przez impulsywne nerwice czy projekcje o "złym świecie i złych ludziach". Zgodnie z psychologią Junga przyjęcie tego, co odrzucone w ludzkiej psyche i zjednoczenie przeciwieństw jest drogą do pełni człowieczeństwa.
Przykład fikcyjny i hipotetyczny. 
Marcin strasznie nie lubi w sobie lenistwa. Uważa, że jedynie bardzo pracujący ludzie są godni szacunku i podziwu. Nie lubi wolnych chwil i beztroskiego siedzenia przed komputerem. Jednocześnie bardzo chciałby się zmienić. Chciałby być pracowity, ale jednocześnie pragnie żyć w głębokich relacjach. Zauważa jednak, że wszystkie spotkania traktuje jak okazje do pracy (czy to zarobkowej czy też interpersonalnej). Z trudem przychodzi mu zwyczajny odpoczynek i beztroska zabawa. W pewien sposób wypiera leniwe bycie na rzecz pracowitości. Jednocześnie w nim samym wydarza się projekcja: uważa, że ludzie są niebywale leniwi i nieproduktywni. Rzutuje na innych te treści, które odrzucił w sobie samym. Z racji twardej linii granicznej między pracą a nie-pracą, odczuwa on obrzydzenie, niechęć i wrogość do wszystkich, którzy nie pracują. Według autorów książki (przytaczanej powyżej) należy podążać za procesem Marcina. Być może poprowadzi on go do zobaczenia, że lenistwo i praca potrzebują w psyche człowieka przyjaznej i akceptującej przestrzeni na wzajemne istnienie. Kochać i lenistwo i pracowitość - oto ideał dla procesu, który dzieje się w Marcinie. Dobra zmiana nie może zajść w sytuacji, gdy jej nie akceptujemy. Jednocześnie należy pamiętać, że akceptacja nie oznacza tłumienia trudnych uczuć (złości, smutku czy poczucia winy)

Podany przykład jest oczywiście dużym uproszczeniem. Jednak pokazuje on niebywałą siłę jaką ma w sobie przyjęcie i otwarcie w człowieku.

Głębiej od umiejętności  akceptacji istnieje sama akceptacja jako stan bycia. Im głębiej przyjmujemy dane treści psychiczne, sytuacje, osoby, tym bardziej odkrywamy akceptację jako samo istnienie. Gdy stopniowo uporamy się z własnymi poglądami i perspektywami, możemy odkryć, że nic nie wymaga zmiany, bowiem wszystko istnieje w stanie idealnym. Mistycy mówią o rozpoznaniu, iż światem kieruje duchowa moc, która przekracza siłę jednostki. Według głębokich tradycji duchowych cały świat istnieje w świętej obecności. Obecność ta jest idealna i nie wymaga zmiany. Bez wyznawania konkretnej wiary możemy zauważyć, że kochanie tego, co jest przysparza dobrych warunków dla zmian w życiu człowieka. Zaś niechęć, izolacja czy nienawiść blokują człowieka w jego naturalnym rozwoju i mogą na całe życie uwięzić go w neurotycznym cierpieniu.

Jakiś rok temu po odejściu z Towarzystwa Jezusowego i po przeżyciu "wewnętrznej śmierci", odczuwałem w sobie, że i przed zmianą i po zmianie, i w trakcie, jest dobrze. Był to spokój, który zdziwił mnie niewiarygodnie. Napisałem wtedy:

"Ukochany! W istocie swojej wszystko jest w porządku. Jesteś doskonałym wyrazem miłości. Absolutnie czysty i bezgrzeszny. Jeśli pojawia się w tobie coś takiego jak grzech, niedoskonałość czy brak, to dzieje się to jedynie na powierzchni. W swej istocie zawsze jesteś pełnią doskonałości i miłości. Nie może być inaczej. Być może w swoim życiu zbyt mocno uwierzyłeś w grzech czy niedoskonałość. Skoro w to uwierzyłeś, to możesz również przestać. Możesz odpuścić ideę, że jesteś nie w porządku. Wtedy całe poczucie winy znika. Czyż nie po to była ci potrzebna idea własnej niedoskonałości, aby karcić samego siebie? Wina jest sposobem skrytego karania siebie. A jak to pięknie stoi w Biblii: "W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości". Porzuć winę i lęk, a zobaczysz, że tylko miłość jest realna.
Z perspektywy jednostki rozwijasz się, zmieniasz i doskonalisz. Jednak nie jesteś jedynie jednostką. Jesteś świętą obecnością, której nigdy nie dotknął grzech. Niepokalane poczęcie. W rdzeniu jesteś absolutnie doskonały. Kiedyś czytałem pewną książkę, w której autor odkrył tę nieskrytą tajemnicę. Pojawiło się we mnie pytanie: "a co jeśli nic ze mną nie jest nie tak?" Co by się stało, gdybym zaczął żyć bez obwiniania siebie. W jednej chwili oświeciło mój umysł. No tak. Zwykłe proste "aha". Przecież to proste. Nagle zjawił się lęk. Zrozumiałem, że będę musiał sprzeciwić się całemu programowaniu, które zafundowało mi społeczeństwo. Jednak, gdy to zrobiłem okazało się, że i to jest doskonałym wyrazem Obecności."

Akceptacji się nie robi, ona jest. Nawet jeśli czujemy złość czy smutek na to, co się dzieje bądź twierdzimy, że powinno być inaczej, akceptacja jest tłem. I smutek, i złość, są częścią tego, co jest. 

O! Właśnie dostałem informację, że kurs, na który bardzo czekałem nie odbędzie się. Cóż za synchroniczność! Czuję smutek i brak wewnętrznej akceptacji, a jednocześnie w tle ciche i spokojne "wszystko jest idealnie"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz