niedziela, 16 grudnia 2018

Peryferie, ewolucja i przebóstwionie człowieczeństwo!

Od czasów młodości ciągnęło mnie w kierunku ludzkich peryferiów. Patrzyłem na ludzką biedę, na choroby, na ułomności... Patrzyłem na to, co marginalne i czułem przedziwne przyciąganie. Czułem ciekawość i pragnienie by poznać odrzucone rejony ludzkiej psyche i jej przejawów w świecie materii.

Któregoś dnia, gdy miałem naście lat, w pieszej, samotnej wędrówce w pewnej małej wiosce spotkałem pewnego pana, który siedział na ławeczce pod sklepem i prosił o parę groszy na wino. Miał w sobie coś takiego, co mnie przyciągało. Potem z przyjaciółmi często odgrywaliśmy pijanych mężczyzn, mając przy tym ubaw po pachy. Zdaje mi się, że w owej zabawie nie chodziło tylko i wyłącznie o śmiech. Coś w tym było...

Innego dnia pracowałem w szpitalu jako wolontariusz. Kręciłem się przy łóżku pewnego pacjenta, gdy ten poprosił mnie bym poprawił mu nogę. Wsadziłem ręce pod kołdrę, by pomóc częściowo sparaliżowanemu mężczyźnie. Poczułem, że jest tam tylko jedna noga. Był to pierwszy dzień pracy w szpitalu. Przeżyłem szok. Pacjentów po przeróżnych urazach, udarach, chorobach były dziesiątki. Jeszcze większym szokiem było spotkać tak wielu ludzi, którzy opiekują się tymi peryferyjnymi trudami ludzkiego życia.

W innym czasie pracowałem na sortowni poczty w jednym z miast holenderskich. Praca była ciężka. Wokół młodsi i starsi mężczyźni wrzucali ciężkie paczki na taśmy produkcyjne. Pot, ciężka praca i siarczyste wulgaryzmy. I ten świat daje mi do myślenia i pociąga, by starać się rozumieć człowieka i jego konteksty.

Jest piątek. Jadę do pracy do jednej ze szkół, by poprowadzić warsztaty z grupą uczniów. Przejeżdżam autobusem przez pewną dzielnicę, która wyraźne różni się od innych w mieście. Zaniedbane podwórka, brud, nieład i widoczna wokół bieda. Takie dzielnice słyną z większej przestępczości niż w innych miejscach. Często są one pełne dysfunkcyjnych rodzin, uzależnień i agresji. Coś mnie tu przyciąga. Coś we mnie marzy by zwyczajnie zamieszkać wśród tych ludzi.


Peryferie. Miejsca i czasy, w człowieku i w społeczeństwach, w których brak wysokiej kultury, ochoty do twórczości, subtelnego świata wartości czy piękna odczuć. Przestrzenie, gdzie ubóstwo nie dotyczy jedynie portfela. Na peryferiach obce są głębokie więzy i siła uczuć. Króluje jedynie prawo zachowania życia i gatunku. Dlatego też walka i przetrwanie są najwyższą wartością. W tym miejscu piszę o peryferiach, w których brakuje ludzkiego współczucia i mocy miłości. Czy jest coś w tym złego, że tak się dzieje? Nie sądzę. Po prostu człowiek jest w jakiejś mierze częścią natury i świata zwierzęcego, a brak wzorców i przestrzeni do rozwoju sprawia niemożność wyrwania się z egotycznego kontekstu egzystencji.

Jestem gorącym zwolennikiem ewolucyjnego myślenia i patrzenia na to, co dzieje się wokół właśnie w kluczu mądrych procesów ewolucyjnych. Świat, który zastałem jawi mi się jako wielka przestrzeń, w której toczą się tysiące zespolonych ze sobą procesów. Wszystkie tworzą jeden ogromny ewolucyjny proces. I choć słowo "ewolucja" kojarzy się raczej z biologią, to używam go w sensie szerszym. Świat wraz z człowiekiem ewoluuje. To nie tylko ewolucja biologiczna, psychiczna czy kulturowa. Ewolucja ma swój wymiar duchowy. Bóg przypomina sobie samego siebie. We wszystkim, co się przejawia. Współczesność nie przepada za tego typu myśleniem. Upadek wielkich narracji filozoficznych i religijnych spowodował, że wielu ludzi Zachodu alergicznie reaguje na stwierdzenia o jedności świata, o wielkim procesie czy o metafizycznym sensie życia. Mimo to wizja de Chardain (jezuity i paleontologa) wydaje mi się jedną z narracji, opisów, map, które bliskie są prawdziwości. Teoria ewolucyjna łączy zmysł religijny z naukowym badaniem świata, integruje duchowy zachwyt z naukową ścisłością, a także sensownie opisuje świat. Jak ewolucyjny ruch tego, co jest ma się z peryferyjną ciągotą w peryferia ludzkiej biedy?

Zdaje mi się, że Plotyn mógł mieć rację, gdy mówił o ludziach: "jeszcze nie bogowie, już nie zwierzęta". Ewolucja biologiczna wskazuje na przemiany w poszczególnych gatunkach w kontekście tego, co widać pod przysłowiową lupą czy mikroskopem. Ewolucja rozumiana szerzej byłaby drogą w kierunku tego, co boskie. Człowiek wedle wielu tradycji duchowych stoi na rozdrożu. Jedną nogą w całej pełni jest zwierzęciem z całym zestawem potrzeb i walki o przetrwanie, drugą zaś również w całej pełni interesuje się tym, co transcendentne, wzniosłe, tym co ponad nim samym. Homo spiritus to człowiek przyszłości, który głęboko akceptując swoją zwierzęcą część, będzie wychylał swoją naturę do własnego Źródła. Przez naukę, humanistykę, psychologię, wrażliwość społeczną, opiekę nad najsłabszymi człowiek zmierza ku byciu boskim. Boskość ta to nie jest jakimś ideałem etycznym czy religijnym. Jest to raczej odnalezienie domu, znalezienie Jaźni swojego Istnienia, która zawsze była na wyciągnięcie ręki. To najgłębsze bycie sobą - wolne od egotyzmu i zwierzęcych instynktownych przymusów.

Peryferia w tym kontekście to dla mnie droga do samego centrum Jaźni, do Domu Istnienia, do Ukochania Boga. Wtedy gdy uśmiecham się do depresyjnych myśli, przytulam płaczące dziecko, przybijam piątkę z rozrabiaką z podstawówki czy słucham z uwagą młodego człowieka, który walczy o przetrwanie w niełatwym środowisku - idę wraz z przemianą świata wzwyż. Owo wzwyż oznacza "budowanie królestwa niebieskiego", które nie jest zaświatowym miejscem, a codziennością przepełnioną przestrzenią wolności. Patrząc w niebo, widzę bezkres. Bezkres kojarzy się z wolnością. Bezkresne serce przyjmuje i kocha to, co się zjawia. Peryferia są zaś w pewnej mierze w samym sercu Bezkresu, Boga, ewolucyjnej przemiany. Pięknie wskazuje na to papież Franciszek, wskazując na ubóstwo jako na skarb, o który należy się zatroszczyć, zaś Kościół Katolicki miał w zwyczaju mówić, że ubodzy i biedni są bogactwem Kościoła.

Na ścianie w moim pokoju wisi pewne zdjęcie. Na nim dwie dziewczyny i garstka indyjskich dzieci. Zdjęcie symbol. Budzi we mnie prostą chęć, by być tam gdzie jest człowiek z jego milionem wymiarów. Peryferia nie istnieją gdzieś daleko - w Indiach czy w Afryce. One są we mnie, w moim domu, w pracy, na ulicy. Jednak wrażenie odległych krain, takich jak Indie, wzmacnia psychologiczne pragnienie, by wybrać się w podróż do wnętrza siebie i wnętrza świata, by przyjąć, przytulić i wzmocnić wszystkie te części, które zostały zepchnięte, odcięte, odrzucone. Ostatecznie zaś by stać się tym, czy jestem w swoim rdzeniu: Miłością, przekraczającą nawet same peryferia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz