Rzecz działa się nie tak dawno temu, w nieodległej krainie. Być może nawet blisko twojego domu. Możliwe, że za ścianą twoich przyzwyczajeń albo pod notesem spraw do załatwienia... Niewykluczone, że takie historie obecne są w zacisznym kącie twojej sypialni albo w cieniu pobliskiego parku. Kto jest w stanie zostawić swoje problemy, by odkryć inne światy, które są w nas i wokół nas? Miałem przyjaciela, który opowiedział mi kiedyś pewną historię...


Był piękny wiosenny dzień, gdy Karaluch z właściwą sobie zwinnością przebiegał po parku z lekkością serca, nucąc pod nosem wesołe piosenki. Gdy biegł czuł przyjemny, ciepły opór powietrza. Pod swoimi nóżkami wyczuwał miękką trawę. Wewnątrz doświadczał, że wspaniale jest żyć. Przeżywał całą gamę pozytywnych uczuć, myśląc o swoim prostym życiu.
- Życie ech... - pomyślał - Wspaniała darmowa przygoda... Ile tu zapachów, kolorów, dźwięków.
Nagle Karaluch musiał przerwać swój zachwyt, ponieważ grupka małych dzieci zaczęła wołać w jego kierunku:
- Mamo! Mamo! – dzieci krzyczały pokazując palcami na Karalucha. – Spójrz! Jakie piękne stworzonko!
Dzieci zaczęły biec w stronę naszego małego przyjaciela prawie z tak wielką radością, jak Karaluch biega po całym świecie. Gdy zbliżyły się do niego, zatrzymały się i w niewielkiej odległości podziwiały swoje nowe odkrycie.
- Ale piękny – powiedział jeden z chłopców.
- Aaaaaa… - zza pleców dzieci nagle rozległ się krzyk przestraszonej kobiety. – Dzieci! Uciekajmy. Zostawcie tego karalucha. Chodźcie tu.
Dzieci poczuły lęk. Ich pierwotny zachwyt szybko zamienił się w strach. Mama dała jasno do zrozumienia – źródło zachwytu dzieci jest brzydkie i trzeba się trzymać od niego z daleka. Karaluch nie zdziwił się zbytnio całym zdarzeniem. Nieraz już był w podobnej sytuacji i wiedział, że nie wszystkie istoty znają smak Życia. Gdy patrzył na oddalające się dzieci z ich przerażoną mamą, przemknęła mu po głowie przedziwna myśl:
- Są istoty, które nie znają smaku Życia i nie wiedzą, co znaczy prawdziwa wolność...
Po chwili usłyszał za sobą głośny szloch. Odwrócił się za siebie, przewrócił kilkakrotnie nóżkami i już widział pod drzewem potężnego Trolla zalanego łzami. Karaluch podbiegł szybciutko. Okrążył trzykrotnie drzewo przy którym siedział wielki Troll. Olbrzym płakał i szlochał. Ilość wody wylewająca się z jego ciała mogłaby zalać Karalucha. Na szczęście dzięki swojej zwinności odskakiwał on od słonych, wielkich łez spadających na ziemię. Z perspektywy Karalucha wyglądało to niczym wielki wodospad.
Po chwili Karaluch zagaił do Trolla:
- Ej duży! Strasznie dużo wody leci z Ciebie.
- Co? Co? Kto to mówi? Skąd? Gdzie? – Troll rozglądał się dookoła, szukając źródła dźwięku. – Kto to mówi?
- Tu. Na dole. Tu jestem. – wołał Karaluch. – Co cię tak strasznie smuci, wielki przyjacielu?
- Płaczę, bo mam gorszy dzień… - powiedział spokojniej olbrzym. – Zaraz mi przejdzie.
Troll zaczął wycierać swoją twarz z łez i przecierał oczy.
- Jesteś bardzo miły, mój mały przyjacielu. – spokojnym, głębokim głosem stwierdził Troll, pochylając się w stronę Karalucha – czy masz chwilę, żeby spędzić ze mną czas?
- Pewnie. – odpowiedział Karaluch.
Karaluch i Troll ruszyli razem na spacer po wielkim parku. Olbrzym bardzo szybko zapomniał o swoich smutkach. Wspinał się po drzewach, zrywał liście. Robił z wisy na wielkich gałęziach. Czasem drzewo załamywało się pod ciężarem olbrzyma, przez co spadał z hukiem na ziemię. Karaluch zanosił się wtedy cichym śmiechem, widząc swojego nowego znajomego leżącego na trawie. Potem śmiali się razem w niebogłosy. Karaluch biegał tu i ówdzie. Już to wdrapywał się na płot, już to obiegał dookoła drzewa. Wszystko działo się w prostej, niewymuszonej radości. Ludzie przechodzący po parku nie zauważali tej dziwnej zabawy.
- Trollu! Czy to nie dziwne? – zatrzymał się na chwilę Karaluch, stojąc na niskiej jabłonce. – Oni nas kompletnie nie widzą.
- Oni nic nie widzą. Spójrz tylko na ich oczy, na ich ciała…
Wpatrywali się w ludzi biegnących w pośpiechu i w dużym napięciu. Przechodnie wyglądali jakby mieli do wykonania miliony zadań. Inni byli smutni i przybici. Jeszcze inni nerwowi i wyraźnie niezadowoleni z życia.
- Czy to możliwe? Świat jest taki piękny. A oni go nie widzą. Przez to nie widzą i nas. – mówił z zadumą Troll.
- Może kiedyś, przyjdzie dzień, że zauważą zielone liście, ciepłe słońce, słony deszcz, miękką trawę czy twarze innych… - dodał Karaluch, wystawiając swoje czułki na ciepłe promienie słońca.
Przez chwilę patrzyli jeszcze zdumieni i zadziwieni zabieganymi ludźmi. Troll z Karaluchem wiedzieli, że stali się przyjaciółmi, którzy dzielą wspólną radość Życia. Jednocześnie w Trollu i w Karaluchu pojawiła się przedziwna więź. "Oddałbym swoje życie za mojego przyjaciela". Myśl ta płynęła między nimi wśród traw, drzew, obłoków...
Następnie zaczęli ponownie biegać to tu, to tam roznosząc po całym świecie prostą radość Istnienia. Żyli tym, co najważniejsze, jednak nie potrafili nazwać, co to jest. Nie umieli wyjaśnić skąd pochodzi i dokąd zmierza cała prosta radość i miłość, która promieniowała wokół nich.
Jedyną drogą poznania owego-najważniejszego było stać się tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz