środa, 22 maja 2019

miłosne prześwity i garść nieskładnych refleksji


Wstępem do tego tekstu niech będzie komunikat ze zdjęcia obok, który zauważyłem w pewnej szkole przy wejściu do szatni dla dzieci. Mamo, tato dalej idę sama. Przeczytałem go w sposób metaforyczny. Mimowolnie. I nagle uderzyło mnie to zdanie w kwestii wychowania, a także w kwestii relacji. Następnie zaś wewnętrzne poruszenie poprowadziło mnie do ogólnej refleksji i wglądu na temat natury miłości.

Miłość usamodzielnia. Miłość jest doświadczeniem, które otwiera, daje poczucie bezpieczeństwa i wolności. Miłość nie jest ślepym przywiązaniem, nie jest trzymaniem kogoś za rękę z lęku, że bez niego/ bez niej przestanie się istnieć. Miłość nie ma nic wspólnego z brakiem. Miłość jest szczera. Miłość jest krystalicznie autentyczna. Mówi się, że miłość jest ślepa. Nieprawda! Nie ma nic bardziej widzącego niż miłość. Przywiązanie jest ślepe. Pożądanie jest ślepe. Uwarunkowania są ślepe. Miłość jest widząca, akceptująca i wszystko obejmująca. Nic nie musi, dlatego tak wiele może. Nie należy do żadnej organizacji, partii czy religii, dlatego jest dla wszystkich.

Miłość prowadzi do stanu bycia wolnym i niezależnym. Paradoksalnie im więcej wolności, tym głębsze i szczersze więzi. Znika potrzeba kontroli. Skoro miłość jest wszystkim, co jest - to czy muszę martwić się czy próbować kontrolować bieg zdarzeń? Doskonała miłość usuwa lęk. Jeśli usuwa lęk, znaczy to, że go nie ma. Jeśli zaś lęk nie został uwolniony, to istnieje udawanie, że miłości nie ma.

W wychowaniu miłość pragnie, aby dziecko stało się samodzielne i po pewnym czasie nie potrzebowało rodzica i jego opieki. Tam, gdzie dziecko stało się samodzielne wraca jako dorosły do domu rodzinnego z radością, bo wie, że w nim czeka go miłość i cenne wskazówki dotyczące dorosłości, nie zaś manipulacje i gry.
W ścieżkach duchowych wielu religii następuje moment, że trzeba porzucić wszystko, co znane i ruszyć samodzielnie w sedno doświadczenia, w głąb siebie. I tam jest miłość ze swoją wszechprzenikajacą wolnością, radością i głębokimi relacjami.

Miłość nie przywiązuje. Miłość nie wiąże. Miłość nie zakłada kłódki. Miłość nie zakłada obrączek, by mieć kogoś dla siebie. Miłość nie boi się straty, bo nie wie, co to jest strata. Ostatecznie miłość nie chroni niczego, bowiem nie ma nic, co potrzebowałoby obrony. Wszystko pływa w miłości. Z niej każdy pył, każdy wiatr i każdy gwiazdozbiór wychodzi i do niej wraca. Nie ma więc potrzeby odcinać się od czegokolwiek czy kogokolwiek. Wszystko ma swe miejsce i swój czas. Wszystko łączy się ze wszystkim. Miłość wspomaga rozwój aż do momentu, gdy i rozwój się kończy. Miłość się nie rozwija ani się nie kurczy. Ona jest.

Miłość zostawia przestrzeń. Miłość nie boi się przestrzeni, bowiem miłość i przestrzeń są nieodłączną parą nie-znającą-rozwodu. Miłość jest przestrzenią. W swej istocie jest zgodą na przemijalność form i wiedzą, iż wieczne jest miłosne. Miłość przestrzenią obejmuje wszystko, bo jest nią w swej istocie. Gdy człowiek odkrywa w sobie miłość, znikają myślokształty, identyfikacje i pomysły na siebie, bo okazują się zbyt ciasnymi ubraniami na nieskończone ciało Boga, który okazuje się zamieszkiwać wszystkie istoty.

Gdy odkryto miłość wewnątrz, zaprzestano poszukiwań. Gdy miłość pochłonęła ego-ja, zniknęło pragnienie. Zostały potrzeby przynależne ciału. Ciało żyje swoim życiem. Samo z siebie. Nie trzeba się o nie troszczyć w obawie, że zniknie albo jest coś z nim nie tak, bo troszczenie pełne miłości dzieje się tylko w miłości. Troska miłosna nie zna lęku i tym różni się od zatroskania, obaw i zmieszania. Miłość jest przestrzenią i nie jest ograniczona ciałem czy myślą.

Miłość nie zna ocen, osądów, definicji. Miłość zapomniała kim jest, dlatego niczym się nie chwali, zaś wychwala wszystko, gdy tylko przypomina sobie o sobie. Co dotknie obraca w siebie, dlatego kto chce być nad nią, oszukuje i udaje. Cierpienie udawaniem jest, ze jej nie ma i że powinna kiedyś się zjawić. Cierpienie wymyśla zejście z nieba przez bogów, paruzje przeróżne i daty końca "tego wszystkiego". W miłości nie ma przychodzenia i odchodzenia. Miłość w swej esencji ani się nie rodzi ani nie umiera. Czas jej nie dotyczy. Niedotknięta przez czas. Otula każdą łzę i płacze z tymi, którzy płaczą, choć sama nie zna niestałości uczuć. Miłość nie jest uczuciem. Miłość kocha przytulać, tańczyć i cieszyć się z tego, co jest.

Miłość nie chodzi do kościoła, nie zawiera ślubów. Niczego nie musi udowadniać. Miłość jest w kościele i w nie-kościele, jest w ślubie i w rozwodzie. Miłość jest wszędzie i nigdzie. Dlatego to, co dzieje się przez myśli - miłość kocha. Jeśli ktoś wierzy, że umrze wraz z ciałem to miłość to kocha. Jeśli ktoś wierzy, że miłość jest daleko i przyjedzie kiedyś tam złotą karetą w splendorze spełnienia, to miłość to kocha. Miłość kocha kłamstwo. I tam, gdzie znajdzie troszkę dobrej woli może wejść i w mig znika ułuda, mara, zły sen. Znika przywiązanie do myśli, słów, terminów. Miłość prawdziwa jest.

Miłość jest sama, jedna, niepoliczalna. W niej tańczą we wspólnym kołysaniu relacji i odniesień tysiące istot. Ona obejmuje wszystkie matki, ciotki i dziatki. Wszystko jest w niej. Wszystkie więzi i pomosty od niej są. Ona tańczy cały świat w trójkącie przecudownym. Poza nią nie ma nic, choć umysł twierdzi, że można jej poszukiwać.

Można szukać miłości, dopóki się ją znajdzie - wtedy wiadomo, że nie można jej znaleźć. To, co nieukryte nie wymaga siły i starań. Miłość pochłania każdego, kto dla niej żyje i jego wysyłki nie płyną już z niego samego. Miłość żyje nim. Inaczej mówiąc: miłość żyje człowieka.


Tak wiele paradoksów w jednym miłosnym tekście, a wszystko po to, by umysł zatrzymał się i odkrył to, co jest. Miłość i jej przymioty, co transformują zwykły metal w szlachetne, prawdziwe złoto...

Niech Ci się przyjacielu miłuje dzień codzienny! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz